Często w życiu przypadek decyduje o tym, co lub kogo spotykamy na swojej drodze. To, co z tym później zrobimy, zależy w głównej mierze od nas samych. Od naszych decyzji i zaangażowania, dzięki którym pozornie błahe zdarzenia dnia codziennego mogą stać się dla nas źródłem motywacji i rozwoju osobistego na całe życie.
Moi starsi bracia jeździli na nartach, więc już w wieku 6 lat pierwszy raz założyłem narty. Moim motorem napędowym, był również mój tato, który służył jako pierwszy, osobisty „wyciąg narciarski”. Bardzo szybko zacząłem sam przecierać okoliczne szlaki na okolicznych górkach. Z perspektywy czasu, mogę powiedzieć, że już wtedy zaczęła się moja przygoda ze skitouringiem.
Zanim jednak odkryłem to świadomie, cały czas kontynuowałem swoją przygodę z narciarstwem zjazdowym. Z biegiem lat, z okolicznych pagórków przeniosłem się na profesjonalne przygotowane stoki. Chciałem doświadczać więcej i dalej, eksplorując kolejne górskie trasy.
Jestem osobą, która nie potrafi stać w miejscu. Lubię odkrywać i robić nowe rzeczy, cały czas stawiam sobie wyzwania. To mnie motywuje. Dlatego też, w pewnym momencie, wybrałem ściganie się na nartach.
Dzięki startom w zawodach nauczyłem się radzić sobie ze stresem i presją wyniku. Odkryłem wtedy, że wiara w siebie i w swój sukces potrafi zdziałać cuda. Takie podejście dawało już przewagę na starcie. Uwielbiam to uczucie przed rozpoczęciem zjazdu. Wtedy świat zewnętrzny przestaje istnieć. Czuję każde uderzenie serca, a adrenalina we mnie buzuje. Wcześniej zwizualizowana trasa wyznacza mi cel. A tu analogia do życia, gdzie dwie pierwsze bramki są najważniejsze, od nich zależy dalsza jazda i końcowy sukces na mecie.
Jednak życie to nie tylko prosta droga do celu. Przytrafiają się też porażki, które w jednej chwili potrafią odwrócić wszystko do góry nogami. Kontuzja wyeliminowała mnie ze ścigania, lecz nie potrafiłem żyć bez nart. Dlatego spróbowałem skitouringu.
Tutaj w znacznej mierze moim motorem napędowym był tato kolegi, który będąc już w wieku dającym prawo do konsumowania emerytury na fotelu przed telewizorem, wspiął się z nami na nartach na Kasprowy Wierch. Wszedł prawie godzinę szybciej niż my. Nie ukrywam, że wpłynęło mi to na ambicje, ale pokazało również, że pracą i ukierunkowaniem można daleko zajść. To wtedy odkryłem motywację do chodzenia na skitourach.
Skitoury dają całkowitą wolność. Nie ma w tym sporcie żadnych ograniczeń, zależności od wyznaczonych tras, wyciągów i pozostałej infrastruktury. Tylko ode mnie zależy, gdzie chce podążać. W dużej mierze, kierunek i cel zależy od tego jak jestem przygotowany i jakie ryzyko jestem w stanie podjąć.
Każde wyjście, to nowe doświadczenie, które pozwala mi lepiej poznać siebie. Pracować nad słabościami i odkrywać swoje mocne strony. Niezbędna jest uważność i obserwacja. Pomaga opanować stres. Często uczy podejmować właściwe decyzje, które w wysokich partiach gór, często decydują o zdrowiu, bądź życiu.
Pasja pozwala mi oderwać się od pracy i problemów dnia codziennego. Dzięki temu, potrafię spojrzeć na życie z dystansem i nabrać zupełnie innej perspektywy.
Taka kilkugodzinna ekspedycja, wyłącza zupełnie nurtujące myśli, oczyszcza umysł. To w takich chwilach, zupełnie spontanicznie, do głowy przychodzą mi nowe pomysł, innowacje, które później z sukcesem wprowadzam w swojej firmie.
W tej odmianie narciarstwa, mam więcej czasu na podziwianie krajobrazu, dlatego z uważnością planuje kolejne wyjścia czy wyjazdy. Tak, jak ten wiosenny do Norwegii, gdzie już dużą atrakcja było podpływanie pod stok jachtem, a później zjazd prawie do wody. To są niezapomniane wrażenia. Warto mieć marzenia, bo to one wyznaczą nam cel, do którego z przyjemnością dążymy
Marcin Spedzia